poniedziałek, 10 lutego 2014

Chapter 1

Odwróciłam się powoli do źródła dźwięku zakłócającego moją, co prawda małą, ale w końcu jakąś, chwilę spokoju.
- Cindy... Jak miło cię widzieć - uśmiechnęłam się najsztuczniej jak tylko potrafiłam. - A humor miałam wyśmienity dopóki TY SIĘ NIE ZJAWIŁAŚ. Co ode mnie chce "moja ukochana przyjaciółka z tej szkoły"?
Cindy Stoner - największy plastik jaki chodził po tej ziemi. I do tego przespała się chyba z każdym chłopakiem ze szkoły. No może oprócz Niall'a, tego kujona. Wątpię, żeby on kiedykolwiek miał jakąś dziewczynę. Nawet Max ją zaliczył. Nie mogłam w to uwierzyć, długo miałam mu to za złe. Ta Barbie jest kapitanem drużyny cheerleaderek. Nie oszukujmy się, tylko dlatego, że to ja odeszłam. Bo już miałam ten tytuł w garści.
- Chciałam "umilić" ci ten dzień, tak jak zawsze - oho, widać, że Barbie gra w moją grę sarkazmów.
- Coś jeszcze? Bo nie mam zamiaru tracić czasu na takich jak ty. W sumie, dawno nie widziałam cię, Cindy, z żadnym chłopakiem. Czyżby cała szkoła już zaliczona? - spytałam złośliwie.
- Ellie, prosz... - zaczęła Charlotte, ale ta lalunia musiała jej przerwać.
- W przeciwieństwie do ciebie, byłam już w paru związkach - żachnęła się Cindy.
- "Związkach"? - prychnęłam pogardliwie - Od kiedy dawanie dupy każdemu napotkanemu chłopakowi nazywasz związkiem?
- Przepraszam, że co?! - podniosła swój i tak już wysoki głos tleniona blondyna.
- Nie udawaj jeszcze głupszej niż jesteś, Stoner - warknęłam.
- Udowodnij, że miałaś chłopaka.
- Nic nie będę udowadniać takim śmieciom jak ty. A teraz żegnam - odwróciłam się na pięcie i już miałam zamiar kierować się do sali matematycznej, kiedy Cindy znowu się odezwała.
- Skoro nie chcesz udowodnić, załóżmy się.
Stanęłam zszokowana na środku korytarza. Alice i Charlotte spojrzały na mnie pytająco.
- Co masz na myśli? - spytałam nadal nie odwracając się do niej.
- No nie wiem, może to, że nie dasz rady poderwać chłopaka w tydzień? - powiedziała ta nędzna cheerleaderka oglądając swoje paznokcie pomalowane w kolorze cukierkowego różu. - Bo o przespaniu się  z jakimś nie ma mowy. Tego w życiu nie zrobisz - dodała kąśliwie patrząc na mnie z wyższością.
- Pff, i to ma być ten twój zakład? - prychnęłam. - Błagam cię, nie będę robiła z siebie dziwki jak ty -warknęłam przewracając oczami. Stoner zignorowała moją uwagę.
- Jak chcesz, ale pamiętaj. Poddasz się walkowerem - nie masz życia w tej szkole - odpowiedziała Cindy wściekłym tonem.
- Jaka stawka? - spytałam od niechcenia.
- Uznam, że tytuł królowej szkoły należy do ciebie.
- Jakby już nie należał... - znowu przewróciłam oczami.
- Każdy przecież wie, że nie. Straciłaś go, gdy odeszłaś z drużyny. Ten tytuł należy do mnie - dodała zdecydowanie kładąc zbyt mocny nacisk na ostatnie słowo.
- Nie chciałam być już dłużej pomponiarą i zniżać się do i tak już niskiego poziomu twojej nędznej ekipy. O ile to można tak nazwać - warknęłam. Najchętniej skończyłabym już tę rozmowę. Nie mam zamiaru dłużej wsłuchiwać się w błyskotliwe mądrości panny Stoner. Nawet gdyby mi zapłacili, nie zrobiłabym tego. Po prostu nienawidzę jej. Wróg numer jeden w tej szkole.
- Wchodzisz czy nie? - spytała znudzonym głosem.
- Kusząca propozycja... - zawahałam się. Z jednej strony nie jest to zgodne z moimi zasadami moralnymi. Nie chcę uprawiać seksu z kim popadnie. Moje ciało - mój wybór. Jednak odzyskanie utraconego tytułu wygrywa. Co mi szkodzi? Przecież to tylko chłopak. Nie cała szkoła.
- Nie rób tego, przecież sama mówiłaś, że nie chcesz zniżać się do poziomu tej kutwy - szepnęła Alice.
Zignorowałam przestrogę Williams.
- Przyjmuję wyzwanie.
Cindy uśmiechnęła się i podała mi dłoń.
- Jeden tydzień - jeden chłopak - zwycięski uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Co? Myślałam, że nie będzie ich wielu... - jęknęłam.
- Mój zakład - moje warunki - odpowiedziała władczo cheerleaderka.
Westchnęłam. Jednak myliłam się. Ale nie mogłam się już z tego wycofać. Zgodziłam się. Po jaką cholerę pokusiło mnie wchodzić w to?!
- Co jeśli ty przegrasz? - spytałam podejrzliwie zanim uścisnęłam jej dłoń.
- Jak już wspomniałam, stracę tytuł.
Coś za łatwo oddaje swój najcenniejszy "skarb". To nie jest w cale dziwne, w ogóle.
- Przestaniesz uprzykrzać mi życie i przyjdziesz do szkoły z napisem: "Ellie jest królową" z moim zdjęciem oraz założysz do tego swoje ulubione sztruksowe dzwony! - uśmiechnęłam się na samą myśl wygranej. Cindy nienawidziła tego typu spodni. Były one numerem jeden na jej czarnej liście.
- Zgoda -  niemożliwe, z łatwością zgadza się na trudne dla niej rzeczy. - Z kolei jak ty przegrasz, raz na zawsze opuszczasz tę szkołę - powiedziała poważnym tonem. Stawka jest bardzo wysoka.
- Stoi - uścisnęłam jej dłoń.
- Czekaj, czekaj, nie tak szybko. Nie wybierasz sobie "kandydatów".
Zamarłam. Co? Ona będzie mi wybierać z kim mam się przespać?
- Nie ma mowy! - zaprotestowałam.
- Zakład to zakład - wzruszyła ramionami Barbie.
Alice i Charlotte cały czas przyglądały się wszystkiemu zszokowane.
- Kogo masz na myśli? - przełknęłam ślinę. Nagle zaschło mi w ustach.
- Czyżby nasza nieustraszona Ellie bała się? - zaśmiała się. - Ty już dobrze wiesz kogo. Chłopaków, których najbardziej nienawidzisz ze szkoły. Nie cierpisz ich tak samo jak mnie. Dla ciebie mogliby nie istnieć. Nic ci nie zrobili, ale ty ich i tak traktujesz jak śmieci. Z wyjątkiem jednego. Jemu lepiej nie wkraczać w drogę - uśmiechnęła się chytrze Stoner. Niepokoił mnie trochę ton jej głosu. Był taki... mroczny. - Tak, mam na myśli Liam'a, Harry'ego, Zayn'a, Niall'a i... LOUIS'A - zaakcentowała ostatnie imię.
Przerażona wpatrywałam się w nią oczekując jej kolejnych ruchów. Jednak resztki mózgu w tym plastiku dawały o sobie znać. Jak mam niby poderwać tych gnoi i lalusiów? Szczerze ich nienawidziłam, tak samo jak Cindy. Tomlinsona i jego bandy każdy się bał. Gdy zaszczycił kogoś spojrzeniem, ten ktoś srał już w gacie ze strachu. Pięknie się wpakowałaś, Ellie. Poderwać największego badass w szkole.
- Ok. To wszystko? - próbowałam dalej grać pewną siebie i wysiliłam się posłać Stoner złośliwy uśmiech.
- Tak. Pamiętaj, tydzień - jeden chłopak - powiedziała ostrzegawczym tonem.
Odwróciłam się i obrałam jako kierunek salę matematyczną. Moje przyjaciółki zaraz mnie dogoniły.
- Ellie, co ty zrobiłaś?! Teraz grasz w jej własną grę?! Przecież to twój wróg! -  spanikowała Alice.
Zatrzymałam się i spojrzałam jej prosto w oczy. Targało nią przerażenie, a moje tęczówki pociemniały.
- Chcę odzyskać to, co należy do mnie - odparłam zdecydowanie.
- I co zamierzasz zrobić? - dopytywała się blondynka drżącym tonem.
- Jak to co? Wygrać.


______________________________________________________

I mamy pierwszy rozdział! Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia. ♥ Cholernie mnie to motywuje.



Jakieś pytania? Możecie znaleźć mnie TU.